czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 4 ~ Serce kontra rozum

Przepraszam, przepraszami jeszcze raz przepraszam za to, że przez 9 dni nie pisałam.Po prostu nie daję rady, ja chyba nie potrafię pisać bloga... Nie mam do tego talentu, bo jeśli bym miała to byście więcej komentowali. Chciałam dodać w przeciągu trzech dni, bo myślałam, że jak dam czas to skomentujecie, ale nie. A potem kolejny wyjazd i nie dałam rady.... przepraszam !

                                                                           ***Martina***
W nieprzyjemnej atmosferze, ale ślub dobiegł końca. A ja go nie znalazłam, to znaczy nie widziałam, bo byłam za słaba, żeby iść i go szukać. Bezradnie poszłam za tatą, chciałam uniknąć Francisco. Wiem o czym byśmy rozmawiali. O Jorge, tak Fran uwielbiał go. A ja kochałam, ale zawiodłam.Zawiodłam go i siebie. Moje serce chciało to naprawić i znów zżyć się z jego sercem, ale rozum mówił wyraźnie STOP! Przecież dwa lata temu to ja cierpiałam. To ja stałam pod drzewem opłakując jego wyjazd. To ja przez pół roku nie potrafiłam wyjść do ludzi. Nie on! Ja!

                                                                      ***Candelaria***
- Było między nami źle, ale możemy to naprawić. Być razem szczęśliwi- ciągnął Facundo
- ,,A weź się zamknij'' miałam ochotę krzyknąć, jednak jakaś cząstka mnie cały czas go kochała. Pragnęła go tak jak niczego innego. To było serce, którego podobno ruda Cande, nigdy nie posiadała. A jednak! Jeszcze pamiętała jak w walentynki siedziała na kolanach taty, wtedy powiedział jej tak: ,, Niezależnie od tego co się będzie działo w Twoim małym serduszku, zawsze, ale to zawsze pamiętaj,że w miłości nie liczy się rozum, lecz serce. Proszę pamiętaj te słowa i zmień je kiedyś w swoje motto życiowe.'' Tak tata miał rację tu rozsądek nie odgrywał głównej roli ta rola miała przypaść sercu.
- Candelaria, zrób to dla ojca, byłby z Ciebie dumny. Tam w niebie napewno poprawisz mu tym humor- pomyślałam
Podeszłam do chłopaka, a może już do mężczyzny i lekko musnęłam jego czerwonawe usta.

                                                                  ***Jorge***
Usiadłem na masce taksówki, która miała mnie odwieźć na lotnisko.  Najchętniej rozbeczałbym się tu jak dziecko i krzyczał ,, Chce do domu'' Wymachując przy tym nogami. Ale we Włoszech nauczyłem się sztuki aktorsta, co dawało mi możliwość udawania twardego. Jednak serce nie było twarde, ono właśnie w tej chwili pękało na kawałki. Chyba pierwszy raz w życiu byłem rozdarty. Chciałem zostać w Argentynie, ale najchętniej tylko sercem, rozum zabrałbym do Włoszech. Starałbym się zapomnieć o Martinie Stoessel, do której należało moje serce.
                                                                     _____________________________________________
Rozdział taki krótkawy i bez emocji. W następnym postaram się to nadrobić, ale tak na szybko, bo tata się wkurza xD
Chciałabym żeby was tu było więcej ;) Jeżeli to czytasz to całe moje serduszko prosi cię o zostawienie komentarza
                                                                                                                              Tini. Verdas

wtorek, 20 sierpnia 2013

Chapter 03~ Ta miłość nie umiera, choć nas już nie ma

  Jeżeli chcesz płakać,
Będę twoim ramieniem.
Jeżeli chcesz się śmiać,
Będę twym uśmiechem.
Jeżeli chcesz latać,
Będę twoim niebem


You can come to me [Ross Lynch & Laura Marano]

                                                                                    ***Martina***

To co zobaczyłam było straszne. Niby nic nie zrobiłam, a jednak tak wiele. Nic nie wiedziałam, a powinnam. Tym razem to ja go zraniłam. Wtedy kiedy 2 lata temu czułam, że serce mi pęka, ponieważ miłość mojego życia wyjeżdża nie myślałam, że zdarzy się taka sytuacja. Jest ona dla mnie tak bolesna jak tamta. A dla niego? Nie potrafię sobie wyobrazić jak bardzo musi cierpieć. Obydwoje bez przerwy się ranimy. Może nie było i nie jest dane być nam razem. To wszystko mnie już przerasta. Szybkim krokiem zajęłam miejsce w ławce kościelnej i przyglądałam się jak panna młoda mówi swojemu ( od teraz) mężowi sakramentalne tak. Ja nigdy nie doświadczę czegoś takiego. Przecież jeśli nie jest mi pisane być z Jorge, to wole być sama do końca życia. Kiedy te słowa przechodziły mi przez głowę w oku zakręciła się łezka. Starałam się tamować następne, jednak nie potrafiłam. Jedna łezka zmieniła się w głośny, rozpaczliwy płacz. Nie kontrolowałam tego co się ze mną dzieje. Wybiegłam z kościoła przy okazji głośno stukając obcasami o posadzkę. W  jednej chwili poczułam na swoich plecach wzroku kilkudziesięciu osób zaproszonych na ceremonie. Popatrzyłam na wszystkich z wyrzutem i jak gdyby nigdy nic wybiegłam z kościoła. Ta Martina Stoessel- buntowniczka na ślubie. Jak to głupio brzmi. Myślami byłam wszędzie omijałam tylko jego, tego, który zdobył moje serce. Nie potrafiłam już o nim myśleć, cierpienie zżerało mnie od środka. Przecież ja go tak kocham. Zrezygnowana usiadłam na ławeczce obok budynku. Jak zwyczaj mam w takich momentach, zaczęłam płakać. Schowałam głowę w dłoniach i topiłam się w otchłani rozpaczy. Spotkało nas to. Spotkała nas miłość, która nie umiera choć zakochani nie są już razem.

                                                        ***Candelaria***

Gnieździłam się w biurowym fotelu już od dobrej godziny. Nic nie przychodziło mi do głowy. Przecież to tylko głupi projekt, a ja nic nie mogę wymyślić. Wzięłam z biurka ołówek i zaczęłam go obgryzać. Wyleją mnie, jeśli nie skończę tego projektu. Do mojego biura wleciał zdyszany Facundo. Ten to też mnie dobije. Najpierw prowadzi z tobą filtr, a potem jak gdyby nigdy nic odchodzi. Pokerowa mina, jak zwykle na jego widok zagościła na mojej twarz. Wstałam, obróciłam się tyłem poczym podeszłam do szyby, która pełniła funkcje ściany. Jakby mój gabinet był trzy piętra wyżej mogłabym przewidywać kiedy spadnie deszcz. Uwielbiałam ten budynek był jak Sky Tower. Tylko dużo wyższy.

- Co cię sprowadza?- zapytałam choć dobrze wiedziałam po co przyszedł

- Cande ja…- zaczął, lecz mu przerwałam

-Nie mów do mnie Cande! To tylko dla przyjaciół! A ty do nich nie należysz!- wycedziłam przez zęby

- Posłuchaj mnie! Wiem, że zachowałem się jak ostatni…- znów mu przerwałam

-dupek, idiota,  świnia […]- wyliczałam

- Tak, ale wiedz, że tego żałuje.- powiedział- Wiem, że pewnie mi nie wybaczysz, ale to dla ciebie.

Chłopak podał mi małe czarne pudełeczko. Spojrzałam na nie, a kiedy chciałam posłać mu jeden z moich ładniejszych uśmiechów, zostałam sama.

                                                     ***Mercedes***

-W prawo- krzyknął Juan*- Nie, nie w to drugie prawo!

Posłusznie wykonywałam polecenia reżysera. Miałam już go dość. Zawsze kiedy zdarzały mu się takie humorki, przypominałam sobie, że to już ostatnie tygodnie na planie. Kręcenie filmu dobiega końca. Już nie długo ,, Niebezpiecznie Piękna’’* będzie bestsellerem kina. Pójdę na premierę wraz  z Pablo. Chyba, że znów będzie zajęty projektem naszego domu. Prawie się od niego nie odrywa. Ostatnio oddalamy się od siebie. Muszę to zmienić!
* Juan- reżyser filmu, w którym gra Mechi
* ,,Niebezpiecznie piękna'' od ,,Niebezpiecznie piękne'' Wykorzystuje tytuł piosenki na tytuł filmu Mechi!
                                                                                                     ***
Przedstawiam wam 3 rozdział mojego opowiadania. Nie wiem czy mi wyszedł, ale podobają mi się ostatnie zdania przy Martinie. Mam nadzieje, że wam też. Rozdział miał być wczoraj, ale się z nim nie wyrobiłam. Zajął mi trochę czasu. Chciałabym ogłosić, że od tygodnia zastanawiam się nad nowym blogiem. Byłby to blog z One Shotami. Nie tylko o Violetcie. Na  pewno byłoby coś  1D i inne. Na razie tylko się nad tym zastanawiam, ponieważ dokucza mi brak czasu. Może potrzebowałabym kogoś do pomocy? Ktoś chętny? Zapytana o gg odpowiadam, że je mam. GG: 47768018. Chętnie pogadam ;)
Proszę zostawcie po sobie komentarz. To takie miłe czytać wasze opinie o moich postach :)
Im więcej komentarzy tym szybciej rozdział ;)

Tini. Verdas

niedziela, 18 sierpnia 2013

Sprostowania//Wyjaśnienia// Pamiętacie mnie?//Nick

Już jestem! Właśnie dziś raniótko kiedy jeszcze spaliście lub zasypisaliście ja wróciłam do domu. Po drodze wstąpiłam na kilka godzinek do kuzynki :) Ale to nikogo, ale to nikogo nie obchodzi. Tego posta piszę z chęcią napisania czegoś ważniejszego. Na początku pragnę  przeprosić za to, że w ciągu 2 tygodni napisałam jeden krótki rozdział. To dopiero początek tego bloga a ja już go zaniedbuje. Naprawdę nie chciałam żeby tak wyszło, ale na obozie miałam naciągnięty grafik. Cudem napisałam jeden rozdział. Terak kiedy wróciłam jestem w rozsypce i przechodze załamanie. Pewnie nie interesuje to nikogo, ale poznałam tam szczególną dla mnie osobę. Niestety kiedy wyjeżdżałam bardzo się śpieszyło mojej cioci i musiałam ominąć zajęcia i szybko wyjechać. Przez co nie pożegnałam się z tym kimś. Teraz nie wiem czy kiedykolwiek go jeszcze zobaczę, ponieważ mieszka kilkaset kilometrów ode mnie. Więc nie wiem jak z następnym rozdziałem. Mam na niego tak jakby wenę, ale z tego wszystkiego mogę uśmiercić Jortini. Czego nie chcę...
I jeszcze jedno. Odnoszę wrażenie, że od czasu mojej przerwy mniej osób mnie ,,odwiedza,,. Zapomnieliście o mnie? Pamiętacie mnie  jeszcze? Rozdział 3 opublikuję jeśli odczuje, że do mnie wracacie i mam po coś pisać. Kolejna sprawa, zauważyłam,że nie tylko ja mam nick, login Tini Verdas. Od razu zarzekam, że nie odgapiłam. Nie jestem ściągarą i szukam pomysłów w swojej głowie a nie w czyimś profilu. Z tego też powodu postanowiłam wyjaśnić ,,sens,, mojej nazwy. Tini: 1 podoba mi się imie Martina, a skrót od niego jeszcze bardziej. 2 Tini to główna bohaterka mojego opowiadania. 3 Moja siostra to Martyna, więc to także jakaś inspiracja. Verdas: 1 Raczej mało kto wpada na pomysł żeby łączyć Tini i Verdas, ponieważ imie jest z reala a Verdas z serialu. 2 Podoba mi się to nazwisko. 3 Należy do serialowego Leona <3 Koffam

                                                                                                                                                              Pozdrawiam ,załamana Tini Verdas

sobota, 10 sierpnia 2013

Chapter 02~ Bajka bez happy and'u

Po bodajże 7 dniach ( ?) Znowu piszę na blogu. Rozdział dodałabymm kilka dni temu, ale 
mam słabe wi-fi ( przyp. Jestem na obozie) No to mam nadzieje, że wam się spodoba :)

Pewien przystojny, brązowowłosy chłopak przekroczył ,,bramy,, kościoła. Spojrzał w górę, nic się nie zmieniło. W starym  drewnianym kościółku nie została przestawiona ani jedna deska.Na jego pięknej buźce wykwitł serdeczny uśmiech. Po dwóch latach znów tu jest. Jest w Buenos Aires, gdzie jego życie nabrało sensu.
                     
                                                                 ***Jorge***
Uśmiech wywołany na skutek zobaczenia tego miasta nie przechodził. Pogłębiał się z każdą chwilą. A wręcz zamieniał się w bajkę, lub nawet baśń. Chłopak w garniturze ( niemalże jak książę) idący do swej księżniczki. Jednak w bajce jak to w bajce bywają momenty załamujące. I w tej bajce taki moment się pojawił kiedy to ,,książe,, zauważył księżniczke. Jednak ona znalazła schronienie w ramionach wroga księcia. Umięśnione ramię nie przyjaciela leżało na rękach dziewczyny. Uśmiechnąłem się ironicznie poczym odeszłem. Wiedziałem, że kogoś znajdzie. Nie mogłem temu zaradzić to moja wina.
                                                              ***Martina***
Za kilka minut zacznie się ceremonia ślubna, a jego nie ma. Przecież musi  przyjechać! A może to moje chore urojenia (?) Nie potrafię tego wyrazić. Czuje się podle, ale poczułam się jeszcze gorzej kiedy przy wstawaniu poczułam na sobie czyjeś ramie. Czyżby Jorge? Spojrzałam  w stronę chłopaka. Cała zbladłam. Zrozumiałam co się dzieje z Jorge. Obejmował mnie nie kto inny jak jego wróg...

                                                                          ***
Może trochę dramatyczne zakończenie xd Wprowadzena na początku i w dodatku krótki. Obiecuję, że kiedy tylko wrócę napiszę dłuuuugi rozdział. Trzymać mnie za słowo! :3 Mam nadzieje, że rzynajmniej wam się spodobał :)
PS Mój szablon już jest wykonany, czekam tylko na mój powrót ( xD)
PS2 To do ludzi czytających drugiego mojego bloga. Nominacje przerobię po powrocie ;)
PS3 Jestem chwalipięta więc się pochwalę ;3 30 sierpnia idę na  This is us! W ZG puszczą! a u was?
PS 4 Sorry za błędy, ale z tableta mi się ciężko pisze ;)

piątek, 2 sierpnia 2013

Chapter 01 ~ Nie wszystko stracone

Dzień ślubu

                                                                                ***Martina***
Wysiadłam z samochodu rodziców, poprawiłam koronkową sukienkę poczym skierowałam się do kościoła. Stanęłam przed budynkiem w oczekiwaniu na rodziców i brata. Wymusiłam uśmiech na swojej twarzy, choć bałam się. Nie widziałam się z Jorge przez długi czas. Przecież tyle się zmieniło, może on też. Teraz nie mogłam obstawić, wszystko mogło ulec zmianie.
- Martina!- usłyszałam donośne wołanie mamy- Coś się stało?- zapytała troskliwie
- Nie, zamyśliłam się troche - skłamałam by jej nie martwić swoimi problemami, w końcu mam osiemnaście lat i powinnam pokazywać, że naprawdę tyle mam i nie jestem zakompleksianą nastolatką. Znów się uśmiechnęłam.
- Chodź idziemy- usłyszałam słowa ojca
- Zaraz dojdę- powiedziałam krótko, obsuwając się przy ścianie. Schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam szlochać. Na razie nie było do tego powodu, ale ja wiedziałam, że zaraz znajdą się powody.

                                                                                ***Jorge***
Nareszcie ją zobaczę. Po tych dwóch długich latach rozłąki znowu zobaczę się z Tini. Teraz najbardziej na świecie żałuję tego co się stało. Tego, że musiałem pojechać z rodzicami. Zostawić ją, i skazać nas obu na cierpienie. Nigdy nie poznałem osoby, którą bym tak pokochał. Czasem coś do innej czułem, ale nie było to to samo. Nawet co do Valerii to nie było to. Sam nie wiem co się dzieje, ale wiem, że Martina jest cudowna. Jest moim narkotykiem. I teraz  tutaj zostanę pomimo nie zgody rodziców. Muszę ją widzieć, muszę z nią być i musi być jak dwa lata temu. Nawet jeśli już kogoś ma to ja będę walczył, jak rycerz o księżniczkę.
Wysiedliśmy z rodzicami z taksówki. Zlustrowałem wzrokiem całą ulicę, na której znajdował się kościół. Nic się nie zmieniło, mam nadzieje, że Tini też.
                                                                                           ***
Strasznie krótki 1 rozdział, ale jadę na 2 tygodnie na obóz. Jeśli będzie wi- fi to postaram się napisać na tablecie, ale uprzedzam będzie trudno xD No to do zobaczenia :)

Chapter. 00 ~Prolog

Stanęłam pod drzewem, przemoczona do suchej nitki bez skutku tamowałam łzy. Cały dzień, choć nie tak dawno się zaczął był już do bani. Kolejne krople deszczu spadały mi  na głowę, mocząc moje czekoladowe włosy. Nienawidziłam jesieni. Liście niby były kolorowe, jednak jakieś takie smutnawe. Bez żadnych emocji spadają na ziemię, i leżą. Moje bezsensowne przemyślenia przerwał głos, głos mogący należeć tylko do jednej osoby, do niego. Na samo jego wspomnienie uśmiech wskakiwał na moją twarz. Tym razem też tak było. Jednak on tego  nie podzielił. Stał jakiś smutny, zdołowany. Spojrzał mi w oczy i powiedział głosem pełnym żalu a zarazem smutku głosem.
- Wyjeżdżam.- powiedział cicho
- To dobrze, wakacje o tej porze roku mogą się przydać- powiedziałam nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji.
- Nie Tini! Przykro mi, wyjeżdżam na stałe, będę mieszkał w Mediolanie.- odrzekł.

Wtedy czułam,że całe życie legło mi w gruzach. Miałam już nigdy nie zobaczyć Jorge. Jednak los tak samo jak my chciał inaczej, chciał żebyśmy jeszcze się zobaczyli. Przynajmniej raz będę mogła  się z nim jeszcze zobaczyć. Ten dzień miał nastąpić już jutro. Obydwoje wraz z rodzinami zostaliśmy zaproszeni na ślub kolegi naszych ojców. To zdarzenie mogło odwrócić nieszczęście przed dwóch lat. Wzięłam z szafki nocnej zdjęcie. Wtedy nikt nie myślał, że będziemy musieli się rozstać. Byliśmy szczęśliwi, i tam miało być, ale ktoś musiał nam w tym przeszkodzić. Ktoś kto widać nie chciał żebyśmy byli razem.

                                                                 ***
Taki tam prolog ;p Może się komuś podoba :3 ?

czwartek, 1 sierpnia 2013

Powitanie :) Heh

Hej Miśki! Tu Tini Verdas :) ( jak już pewnie wiecie) to będzie blog o Jortini. Nie chcę się tu rozpisywać, bo bym pewnie napisała całą fabułę pierwszych 10 rozdziałów. Więc napisze tylko część tego co chciałam xD ( i może coś o sobie) Mam nadzieję, że spodoba wam się blog, i że będziecie go czytać, i komentować. Tsa wiem początki są trudne... Dobra jak pewnie wiedzą osoby, z którymi gadam na gg jestem głupia. Często ( przez przypadek) robie z siebie idiotkę. Nie pytać skąd ten talent, bo nie wiem. Uwielbiam serduszka <3 <3. A i może ktoś mnie zna z bloga tego tu K L I K N I J. Tam występuje jako Majka~~Verdas ( tsa normalnie informacja, bez której nie da isę żyć) No to chyba tyle.

Wygląd na razie nędzny, ale szablon już mam zamówiony :D